Bierzesz podsufitkę, odpinasz dermę, mierzysz wymiar oryginalnej dykty, jedziesz do Praktikera/Castoramy/Stolarza, docinają Ci na wymiar dyktę, w której wycinasz jeszcze otwory pod oświetlenie, obijasz skajem, który uprzednio odpiąłeś.
Teraz proces wkładania. Jest mega upierdliwy i przy źle dociętej dykcie będzie kupa, ale:
wkładasz podsufitkę do samochodu, składasz ją w "U", po czym brzegi "U" zahaczasz o wewnętrzne rynienki, w których ma docelowo się osadzić. Po czym w dwie lub trzy osoby dół "U" plecami, rękami, nogami, tak, żeby nie zrobić dziury w dykcie wypychacie w górę, aż odskoczy w odwrócone "U" ułożone pod samym dachem.
Trzeba do tego użyć dużej siły. U nas dopiero 5 docięta dykta udała się wsadzić, na 3 poprzednich źle to robiliśmy, czwartą ucięliśmy za krótką i opadała, a piąta weszła. Moment, kiedy wydaje Ci się, że płyta pęknie jest przełomowy. Jeśli jest dobrze wkładana i dobrze docięta, to nie pęknie, tylko zaskoczy. Jeśli jest za duża, to pęknie.
Pozdroo z tym wkładaniem
Kupuj już skrzynkę złocistego napoju i skrzyknij znajomych na weekend, będzie zabawa