Powtarzam proces "przygotowań" w tym roku. Data startu jutro. Środa Poielcowa, to dobry moment na zasypanie czajnika popiołem. Pierwotny plan, by datą zwrotną był Sylwester nie zagrał, bo zaliczyłem klika wizyt "pre-parapetowych":)
Zdarzało mi się kilkukrotnie pościć do Wielkiej Soboty i zawsze wychodziło mi to na zdrowie. Dieta wielkanocna (tak ją nazywam) to praktycznie same warzywa i wybrane owoce (np. grapefruity ręcznie wyciskane;) ) z małym dodatkiem tłuszczu. Własnego mam aż nadto i ten będzie energetycznie bilansował zagadnienie. Po Wielkiej Sobocie powoli przejdę na dietę ketogeniczną, która nie wymaga aż takiej dyscypliny jak ta wielkanocna. Ta ostatnia, to taka kara za grzechy:)
No i fizyka... Bez niej wszystko to o kant zadka potłuc. Wracam do biegania, gimnastyki itp. Na studiach "fizycznych" (AWF) spędziłem ponad 10 lat więc potrafię to sobie jakoś spójnie poukładać.
Za dwa lata licznik pokaże 60 i nie powiem, chciałbym (jak trzy lata temu) doprowadzić się do takiej sprawności fizycznej ale podnieść "gimnastyczny" poziom. Przynajmniej do tego z lat "czterdziestych", kiedy czasami mój nastoletni wtedy syn podpuszczał mnie - widząc młodzież okupującą plażowy drążek:)
- Tata, strzel kołowrotek!
Kiedyś w Chorwacji kilku mocno zbudowanych lokalesów kaleczyło ten gimnastyczny instrument na tyle, że podpuścić się dałem. Upał był straszny i podchodząc do drążka już sapałem. Młodzi adepci kulturystyki z kpiącym uśmiechem ustąpili miejsca. Rozbujałem troszku nóżki i... musiałem zeskoczyć, bo dłonie zbyt spocone. No to chłopcy w śmiech, bo f-cznie wyglądałem na tym drążku jak wore z lnu wypełniony sianem:)
- Synuś, skocz po ręcznik.
30 sek później wiszę już skoncentrowany na zagadnieniu. Na początek wspieranie w przednim zamachu. To zawsze robi wrażenie. Zejście i wspieranie bez zamachu. To zawsze robi jeszcze lepsze wrażenie:) Wymyk tyłem i mały kołowrót przodem. Zejście do zwisu i elegancki wymyk przodem z przejściem do małego kołowrotu tyłem, potem przodem.
Koniec ćwiczeń, bo krew walnęła w czerep i wiedziałem, że jeszcze chwila i przewrócę się szukając oparcia w glebie. Pomacałem jeden słupek od drążka, że niby coś tam aż mały zawrót głowy ustąpił:)
Panowie już do drążka nie podeszli więcej.
15 lat ledwie później? Znaczy dzisiaj? Sprawdziłem właśnie. JEDNO NIEPEŁNE PODCIĄGNIĘCIE!
Drążek wisi od trzech tygodni. Na usprawiedliwienie opóźnienia dodam, że przypętała mi się infekcja wirusowa i ciut mnie męczyła (bez temeperatury).
Bardziej skupiałem się w ostatnich m-cach na finiszu z remontem (start czerwiec 2018) niźli włąsnym zdrowiu a trochę szkoda.
W takich warunkach spędziłem pierwszą zimę.
2018-12-23. Dień przed Wigilią...
Tak...
...równo połtora m-ca później.
Mieszkanie nieogrzewane, na etapie równania stropów odcinkowych (łukowych). Pod nami piwnice.
Wilgotność względna 95%. Fchuj wody w posadzkach i świeżych tynkach w łazience. Na te pierwsze święta solo (żona na czas remontu zamieszkała z mamą - super teściową (sic!)) wypożyczyłem osuczacz i we współpracy z nagrzewnicą podniosłem temperaturę mieszkania do niebotycznych 15-stu stopni. W tak komfortowych warunkach bytowałem do Trzech Króli (szkoda, że nie 6-ściu:) ).
W marcu wylądowaliśmy z ekipą Szlaku Grąbczewskiego na Kolosach. Debiutowałem na tej imprezie "z drugiej strony" w 2010-tym, za Hindukusz w Afganistanie. Teraz - takie dopięcie tematu. Zależało mi na propagowaniu szerokim Bronisława. Z takim celem organizowałem i ruszyłem na wyrypę. W pełni świadomie, co zajadle zarzuca mi mój były (wspomniany) już tutaj kolega.
To jest niezwykła impreza (Kolosy) ale coraz bardziej odległa od moich bajek. Tym niemniej akurat tak wyszło, że mieliśmy w piątek największą publikę i to taką, na której mi osobiście najbardziej zależało. Piątek, by sala nie świeciła pustkami w południe, organizatorzy zapraszają całe klasy z dziećmi. Wypełniły one niemal połowę kibiców podróży. Np. na Bargielu (zjazd z K2 na nartach) było kibiców dokładnie o połowę mniej:)
A`propos Kolosów jeszcze. W ten piątek królowało po nas żeglarstwo. Nie przedam za takimi wycieczkami ale tym razem byłem w małym szoku. Poznałem osobiście Szymona Kuczyńskiego i zamieniliśmy kilka zdań. Ja byłem pod wrażeniem jego rejsu solo dookoła świata, jemu zaś spodobała się atmosfera naszej wyrypy. Połączyło nas podejście do zagadnienia. Bardzo niski budżet i środki użyte do zrealizowania celu.
Mnie zaś z Szymonem osobiście - jego zima na oceanie (trzy m-ce w temperaturze oscylującej kole zera, ledwie kilku stopni - przy wilgotności powietrza sięgającej 100%) i moje bytowanie w nieogrzewanej chacie:) Poruszyłem tę kwestię i zdrowo się uśmialiśmy. Oczywista nie ma żadnego odniesienia do mojego komfortu i jego dyskomfortu, bo dalej dzieliła nas przepaść ale łatwiej zrozumieć czyjąś niedolę:)
Nomen omen warto posłuchać Szymona osobiście:
https://www.youtube.com/watch?v=rtjlI-Vgp9oRozwalił mnie "piecykiem", za który robiła zabrana na pokłąd... cegła szamotowa:) Wiadomo, że żeglarstwo, to mega ciuchy a u Szymona? Wyglądał jak nadwołżański Niemiec aussiedler na swoim lądowym jachcie.
Super koleś!